„Arcane”, czyli jak stworzyć dobry serial na podstawie gry?

Podpis: „Arcane” szturmem wbiło się na podium netfliksowych rankingów./ Źródło: Twitter: @arcaneshow

Powiedzieć, że jest następcą hitowego „Squid Game” byłoby stwierdzeniem zbyt śmiałym oraz, oczywiście, wyolbrzymionym. A jednak to właśnie ta produkcja zdetronizowała koreański serial w netfliksowych rankingach wielu państw. Na czym polega fenomen „Arcane”?

Po raz pierwszy serial animowany w wykonaniu studia Riot Games został zapowiedziany dwa lata temu z okazji dziesięciolecia gry „League of Legends”, jego flagowej produkcji. Fani na całym świecie oszaleli na widok zaledwie minutowego zwiastuna, który oznaczał możliwość podróży do uwielbionego świata. „League of Legends” nie jest bowiem grą skupioną wyłącznie na aspekcie… cóż, grania. Twórcy od zawsze dbali o nieustanne rozbudowywanie świata, w którym toczy się rozgrywka, opatrując jego postacie nie tylko złożonymi historiami, ale także nadając im głębię oraz znaczenie. Samo uniwersum gry można spokojnie przyrównać do światów, w których obsadzone są jedne z największych produkcji fantasy. Tutaj każdy najmniejszy detal ma znaczenie.

Riot Games postanowiło więc podjąć się zadania, o którym fani marzyli od zawsze. Studio powszechnie znane z olśniewających animacji tworzonych na potrzeby gry postanowiło wyjść poza ramy e-sportu i wkroczyć do mainstreamu. Ryzyko było ogromne. W 2016 r. pokazał to „Warcraft: Początek”. Film na podstawie kultowej gry „Warcraft” studia Blizzard, również przodującego w zniewalających krótkometrażowych animacjach, nie spełnił oczekiwań zarówno fanów, jak i zwykłych widzów. Produkcja zdobyła negatywne recenzje i nie doczekała się kontynuacji.

Rozbudzić apetyt widowni

Dwa lata od pierwszej zapowiedzi „Arcane” ukazało się na Netfliksie w trzech cotygodniowych aktach, z których każdy zawierał po trzy odcinki. Być może to właśnie ta formuła okazała się być kluczowa w przypadku platformy, która umożliwia swoim użytkownikom obejrzenie całego sezonu na raz. Kończące się znienawidzonymi cliffhangerami epizody przyciągały widzów niczym magnes, skłaniając do powrotu za tydzień. Co więcej, format serialu pozwolił studiu na rozwinięcie wielu wątków, które uczyniły historię ciekawą oraz bogatą (ale nie przytłaczającą), zamiast zamykać ją w sztywnych ramach kinowego formatu.

Nie zawiodły również działy marketingu i promocji, dzięki którym „Arcane” na miesiąc przed premierą było dosłownie wszędzie. Paczki z serialowymi gadżetami rozsyłane popularnym w środowisku graczy streamerom goniły gigantyczne murale pojawiające się w licznych miastach (także w Polsce), zbudowane od podstaw stoiska promocyjne pojawiły się w Paryżu, Los Angeles czy Singapurze, a słynna wieża Burdż Chalifa, najwyższy budynek świata, rozbłysnęła logiem serialu. Całość zwieńczyła uroczysta premiera z czerwonym dywanem i tłumem gwiazd, po której zadebiutowała wyczekiwana produkcja.

Pomiędzy dobrem a złem

„Arcane” to historia o złożonej treści, poza rozrywką dostarczająca ważne przesłanie. Na front wysuwa się wątek dwóch sióstr, Vi oraz Powder, które uwikłane zostały w trawiący miasto Piltover konflikt pomiędzy mieszkańcami. Pochodzące z zlokalizowanej w podziemiach biedniejszej części metropolii, wychowane zostały w nieustannym strachu przed rodem wyciągniętą z estetyki steampunku metropolią wyrastającą na powierzchni miasta. Starając się zapewnić sobie lepsze jutro, nieświadomie wywołują lawinę zdarzeń, które wywracają ich życie do góry nogami. Walka klas jest tutaj kluczowym wątkiem – ukazana momentami brutalnie, ale szczerze, przepaść między bogatymi obywatelami góry oraz walczącymi o przeżycie mieszkańcami dołu jest punktem zapalnym wielu wydarzeń. Do tego włączona zostaje idealistyczna chęć naprawienia świata za pomocą postępu, który jak szybko się okazuje, może zostać użyty do celów zupełnie odwrotnych. A wszystko to okraszone odrobiną magii.

Narracja, którą przedstawiono w serialu, jest czymś niezwykle wyjątkowym. Fabuła nie jest bowiem podana na tacy w sposób, który wyznacza jasny podział na „dobre” i „złe”. Widz w miarę oglądania odkrywa coraz bardziej skomplikowany świat Piltover, przekonując się, że pojęcie racji jest bardzo płynne. Postacie balansują raczej między odcieniami szarości, dając prawdziwy obraz otaczającej ich rzeczywistości. Sympatia nie jest tutaj zarezerwowana wyłącznie dla jednej strony konfliktu – w miarę pogłębiającej się akcji serialu każdy pokazuje swoje liczne strony. Pozwala to na pełnowymiarowe, niespłycone odczuwanie wszystkiego, co dzieje się na przestrzeni dziewięciu odcinków.

Serial warty świeczki

Zachwyca również sama animacja. „Arcane” wyprodukowano w pięknym, współczesnym stylu 3D z elementami 2D, który momentami przypomina ilustracje wyjęte ze scenopisu. Postacie wykreowane zostały z precyzją, która pozwala dojrzeć każdą, najdrobniejszą emocję na ich twarzy. Również efekty specjalne nie odstają całości, tworząc spójną, magiczną całość. Na miano majstersztyku zasługuje też warstwa muzyczna – zarówno jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, jak i oryginalne piosenki, w które zaangażowano grono świetnych osobistości ze świata muzyki, w tym chociażby zespół Imagine Dragons.

Zasadniczym atutem, który niewątpliwie poszerzył grono odbiorców „Arcane”, jest fakt, że znajomość gry nie jest potrzebna do obejrzenia go. Chociaż serial skupia się na ukazaniu historii postaci, które wielu znane są już z „League of Legends”, odnajdą się w nim wszyscy chętni. Oczywiście, wiedza z gry pozwala na dostrzeżenie ogromnej ilości smaczków i daje możliwość przewidzenia fabuły, ale nadal pozostaje dodatkiem.

Wszystkie te elementy razem tworzą wyjątkowy serial animowany, który porywa widza od początku do końca. W miarę oglądania zatrzymują go urokliwe i autentyczne postacie, szczere relacje oraz fabuła, która nie pozwala na chwilę oddechu. To niewątpliwie produkcja na miarę jednej z najbardziej popularnych gier świata, a także świeże spojrzenie na animowane dzieła. Magiczny świat „Arcane” skonstruowany jest w sposób tak niezwykle przemyślany i wspaniały, że aż żal go opuszczać. Na całe szczęście – drugi sezon jest już w produkcji!

Robert PŁACHTA