Skandalista zatrzęsie francuską sceną polityczną?

10 kwietnia 2022 roku Francuzi udadzą się do urn wyborczych, by wyłonić prezydenta Republiki. Źródło: Flickr.com/Lorie Shaull

W kwietniu 2022 roku Francuzi zadecydują w czyje ręce powierzyć stery V Republiki. Na pół roku przed wyborami prezydenckimi ujawniają się kolejni pretendenci do walki o Pałac Elizejski. Jeden z nich, po miesiącach gorących spekulacji i figurowania w nagłówkach wszystkich mediów tak krajowych, jak i zagranicznych, z końcem listopada zdeklarował swoją kandydaturę.

Badania francuskiej opinii publicznej niemalże nieprzerwanie od wyborów z 2017 roku wydawały się wskazywać stosunkowo klarowną sytuację. Urzędujący prezydent Emmanuel Macron i jego rywalka z poprzedniej elekcji Marine Le Pen szli łeb w łeb zostawiając w tyle oponentów. Liderka Zjednoczenia Narodowego (RN) wprawdzie odniosła pewne straty w wyniku rozczarowujących rezultatów jej partii w czerwcowych wyborach regionalnych, lecz mimo to jej obecność w II turze była wedle wszelkich sondaży niepodważalna.

Na początku czerwca w badaniu opinii publicznej pracowni Ifop pojawia się nowy kandydat. To Éric Zemmour, który w owym sondażu notuje raptem 5,5%. Poza tym bez większych zmian – także i te badanie kreśli podobny układ sił, co wszystkie poprzednie: Macron i Le Pen oraz cała reszta. Kilka miesięcy później nie ma już mowy o tak jednoznacznym układzie. W listopadowym sondażu tej samej pracowni Emmanuel Macron nadal jest na czele stawki, lecz to Zemmour plasuje się za obecnym prezydentem, wyprzedzając Marine Le Pen.

Na ustach wszystkich

Kim zatem jest Éric Zemmour? Otóż… przez długi czas nie był nawet kandydatem, pomimo poświęcania jego potencjalnej kandydaturze licznego pokrycia medialnego i notowania go w badaniach opinii publicznej jako jednego z czołowych pretendentów. Był namawiany do startu w wyścigu o Pałac Elizejski przez swoich zwolenników, których oddanie zaskarbił sobie podczas kontrowersyjnej kariery dziennikarza i publicysty. Zemmour stanowi ważną figurę dla francuskiej dalekiej prawicy – książki jego autorstwa sprzedają się w nakładach idących w setki tysięcy (najnowsze wydawnictwo wyprzedało ponad 130 tysięcy egzemplarzy w dwa tygodnie), a programy telewizyjne, w których występuje cieszą się dużą popularnością. Ostatnim przykładem debata z końca września, w której stanął naprzeciw lewicowemu kandydatowi Jean-Lucowi Mélenchonowi, zebrała przed telewizorami niemal cztery miliony widzów. W końcu, 30 listopada, oficjalnie ogłosił chęć kandydowania na prezydenta Republiki.

W mediach, zwłaszcza tych zagranicznych, mnożą się porównania Zemmoura do figur takich jak Donald Trump, Nigel Farage czy Tucker Carlson. Choć stosowanie tego rodzaju kalk i analogii niemal nigdy nie odnajduje przełożenia w rzeczywistości, Francuz podobnie jak były prezydent Stanów Zjednoczonych, ojciec Brexitu czy prezenter stacji Fox News budzi kontrowersje i oburzenie części opinii publicznej. Zemmour istotną część swojej agendy buduje wokół tematów kulturowych związanych z imigracją. Podziela teorię tzw. „wielkiego zastąpienia”, która głosi – ujmując rzecz lapidarnie – że biała populacja Francji jest stopniowo „wymieniana” na obcą kulturowo, muzułmańską przy aprobacie globalistycznych elit. Koncepcja ta wywodząca się z kręgów skrajnej prawicy dziś znajduje poparcie w każdym elektoracie. Najnowsze badanie instytutu Harris wskazuje, że 61% badanych zgadza się ze stwierdzeniem jakoby „europejska, biała i chrześcijańska populacja była zagrożona wyginięciem w następstwie muzułmańskiej imigracji”, co w pewnym stopniu może tłumaczyć popularność publicysty. Przeciwnicy zarzucają Zemmourowi nawoływanie do dyskryminacji na tle rasowym, przy czym dwukrotnie – w 2011 i 2018 roku – został wskutek oskarżeń tego rodzaju skazany.

Stanowisko Francuza na temat Unii Europejskiej jest kategorycznie antyfederalistyczne. Po październikowym wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego relacji prawa krajowego i unijnego, Zemmour wystosował oświadczenie, w którym nazywa decyzję podjętą przy alei Szucha w Warszawie „ozdrowieńczym standardem dla Europy” uważając działania Komisji Europejskiej w tym zakresie za „federalistyczny zamach stanu”, którym Francja winna się przeciwstawić. Twierdzi, że unijna zasada praworządności to instrument, za pomocą którego forsowana jest „propaganda LGBT” czy rozwiązania dotyczące imigracji i aborcji. Ponadto, w polityce zagranicznej jest zwolennikiem zdystansowania się od Stanów Zjednoczonych, a zbliżenia się z Rosją.

Gdzie dwóch się bije…?

Kandydatura Érica Zemmoura radykalnie zmienia stan gry w wyborczej układance. Publicysta pozyskuje swój elektorat w przeważającej części odbierając go Marine Le Pen, flankując ją z prawej strony. Warto dodać, że ojciec Marine i założyciel Frontu Narodowego (dzisiejsze Zjednoczenie Narodowe), Jean-Marie Le Pen, zdecydował się poprzeć konkurenta swojej córki. Podział głosów twardej prawicy otwiera szanse na II turę kandydatowi klasycznej głównonurtowej, gaullistowskiej prawicy reprezentowanej dziś przez Republikanów (LR). Centroprawica wybierze swojego kandydata podczas partyjnego kongresu na początku grudnia. Sondaże wskazują, że najpopularniejszym wyborem byłby Xavier Bertrand, przewodniczący rady regionu Hauts-de-France zlokalizowanego na północy kraju, który w czerwcowych wyborach zdecydowanie zapewnił sobie reelekcję. Według zagregowanych sondaży przygotowanych przez serwis POLITICO, Bertrand notuje 13%, tracąc zaledwie trzy punkty procentowe do Zemmoura oraz Le Pen.

Poobijani i podzieleni

Po drugiej stronie spektrum politycznego sytuacja kreśli się w ponurych barwach. Wszystko wskazuje na to, że francuska lewica wystawi kilkoro kandydatów w zbliżającej się elekcji. Poprzednio, w 2017 roku, największy kandydat tego środowiska, wspomniany wcześniej Jean-Luc Mélenchon, uzyskał 19,6% głosów nie wchodząc do II tury jedynie o włos (wówczas druga Marine Le Pen zdobyła 21,3%). Dziś Mélenchon notuje przeważnie mniej niż połowę dawnego poparcia. Inni kandydaci na lewo od centrum to m.in. wyłonieni jesienią w prawyborach swoich partii wieloletni eurodeputowany Yanick Jadot z Zielonych (EELV) oraz Anne Hidalgo, mer Paryża z ramienia Partii Socjalistycznej (PS). Ten pierwszy w 2017 roku wycofał się z prezydenckiego wyścigu, aby poprzeć ówczesnego kandydata Socjalistów. Dziś to Jadot notuje w badaniach opinii publicznej wyższe poparcie niż Hidalgo. Trudno jednak sobie wyobrazić, by będąca jeszcze do niedawna głównym aktorem francuskiej sceny politycznej Partia Socjalistyczna nie wystawiła żadnego kandydata w najważniejszych wyborach Republiki.

Warto na koniec spojrzeć na sytuację obecnego prezydenta Republiki. Emmanuel Macron, który jeszcze oficjalnie nie ogłosił ubiegania się o reelekcję, notuje średnio w sondażach wynik pokrywający się rezultatem w I turze z 2017 roku – 24%. Jeśli wziąć na tapet badania opinii publicznej pytające się respondentów o poparcie dla prezydenta, Macron wypada w nich wyraźnie lepiej niż dwaj poprzedni lokatorzy Pałacu Elizejskiego. Według sondażu pracowni Odoxa, aktualnie urzędująca głowa państwa może liczyć na poparcie 40% ankietowanych. Na tym etapie prezydentury, wskaźnik aprobaty dla François Hollande’a i Nicolasa Sarkozy’ego wynosił odpowiednio 16% i 32%. Ponadto, w badaniu ośrodka Opinion Way Macron jest jedynym z potencjalnych kandydatów, którego większość respondentów uważa za „zdolnego do rządzenia krajem” (59% do 40% badanych przeciwnego zdania). Sondaże badające przebieg ewentualnej II tury dają Macronowi widoczną przewagę w starciu z Zemmourem i Le Pen, choć w pojedynku z liderką RN daleko od powtórki z poprzedniej elekcji, gdzie Macron zwyciężył przytłaczająco, zdobywając 2/3 głosów. Badania wskazują, że potencjalnie najgroźniejszym oponentem dla urzędującego prezydenta w finałowej rundzie byłby Xavier Bertrand, możliwy kandydat Republikanów.

Maciej CZARNECKI