Traktat o staniu pod płotem, czyli jak rozwiązywać wszystkie problemy

Płoty stały się kultowymi miejscami na stadionach Źródło: pxhere.com

Płot jaki jest, każdy widzi. Czasem plastikowy. Czasem z metalu. Co odważniejsi (lub ci, którzy mają zdecydowanie za dużo wolnego czasu) decydują się na żywopłot. Ale jest jeszcze jeden rodzaj płotu. Zupełnie inny. Magiczny. Przyciągający. To płot na stadionie piłkarskim, który samym swoim jestestwem prowokuje do przeprowadzania wysoce efektywnych rozmów wychowawczych.

Każdy prawdziwy, szanujący się Polak powinien w życiu obejrzeć dwa filmy. Po pierwsze „Znachora”, bo to oscarowe arcydzieło, a po drugie „Samych Swoich”, bo to wstyd nie znać kultowych cytatów z „Karguli i Pawlaków”. Zwłaszcza jeden z nich – „podejdź no do płota” przytulili do swoich serduszek najbardziej zagorzali piłkarscy kibice, dla których właśnie miejsce pod płotem stało się najważniejszym punktem rozmów z zespołem, wygłaszania przemów motywacyjnych i generalnie miejscem spotkań towarzyskich. Tylko nikt tam nie pije kawusi. Nawet smacznej.

Hultaju, co ci zrobiły Niepołomice?

Najsłynniejsze ostatnimi czasy spotkanie pod płotem odbyło się w Lubinie, gdzie fani Zagłębia poirytowani fatalnymi wynikami swojego ukochanego klubu zaprosili na rozmowę wychowawczą trenera i piłkarzy. I wydarzyło się tam więcej, niż w ostatnim sezonie „M jak Miłość”. Bo popisały nam się obie strony.

Zacznijmy od tej mniej oczywistej, czyli trenera, Piotra Stokowca. Szkoleniowca, który na polskiej karuzeli trenerskiej jest od lat. Wydawałoby się człowieka dystyngowanego, spokojnego, ułożonego. Jednak w każdym z nas są te znane z memów dwa wilki. Stokowiec stwierdził bowiem, że kibice to w zasadzie nie powinni krytykować jego i zespołu, bo gdyby nie oni to ultrasi – tu cytat – „musieliby zapierdzielać do Niepołomic na mecze”.

Jedną wypowiedzią zdenerwował absolutnie wszystkich zainteresowanych tą sprawą – kibiców, działaczy, no i całe Niepołomice. Warto zauważyć, że w momencie wypowiadania tych słów Puszcza Niepołomice była liderem Fortuna 1 Ligi i na boisku prezentowała się znacznie lepiej, niż lubinianie. No ale tak – warto było obrazić prowincje polskiej piłki (pracując w takiej metropolii, jak Lubin), byle tylko uratować swoją skórę. Spoiler – nie udało się, Stokowiec został zwolniony.

Ale wróćmy do „płota”, bo poza anomalią spowodowaną wypowiedziami trenera, znalazło się tam też miejsce dla bardziej klasycznych „przypłotowych” wydarzeń. Fani Zagłębia trafnie zdiagnozowali problemy trapiące ich klub, wytykając zbyt małą liczbę podań progresywnych w trzeciej tercji i złe ustawienie krycia przy stałych fragmentach gry. Nie no, oczywiście, że tak nie było.

Było za to mnóstwo wyrazów powszechnie uznawanych za wulgarne, pytań „ile można?”, apeli o jazdę na czterech literach i większe zaangażowanie. Oczywiście, wszystko okraszone piękną polszczyzną. Czyli taka „przypłotowa” klasyka.

Płot jako rozwiązanie wszystkich problemów

I tak się kręci to piłkarskie życie w momentach, w których nie idzie. Oczywiście, co bardziej radykalni ultrasi potrafią płot przełamać (Poznań), udać się do szatni na nieco bliższą rozmowę wychowawczą (Gdańsk), czy też strzelić w łeb piłkarzowi w klubowym autokarze (Warszawa). Żeby była jasność – takie rzeczy nie miały, nie mają i nigdy nie będą miały społecznej akceptacji i nie powinny się wydarzyć. Ale nie możemy przechodzić obok nich obojętnie i udawać, że nic się nie działo.

Ze wszystkich tych zachowań to właśnie rozmowy pod płotem są teoretycznie najmniej szkodliwe. Występują też najczęściej, bo takie obrazki na polskich boiskach oglądamy przecież  kilkanaście razy w sezonie. I nie jest ważne to, czy to ekstraklasa, czy III liga. Rozmowy pod płotem stały się wydarzeniem wmurowanym wręcz w obraz polskiej piłki. Co ciekawe, ich treść zazwyczaj jest bliźniaczo podobna – niezależnie czy to Rzeszów, Wrocław czy Świnoujście. Że trzeba walczyć, że się starać, że co to ma być za postawa. A, no i jeszcze „wkłady do koszulek” nierzadko muszą oddawać sfrustrowanym fanom koszulki.

Czy wychowawcza rozmowa pod płotem pomaga? Cóż, czasem tak. Oczywiście nikt nie twierdzi, że jest to czynnik determinujący poprawę gry, ale czasem ta zbieżność zdarzeń jest zaskakująca. Dlaczego więc nie pójść dalej? Dlaczego nikt nie zaprasza pod płot żużlowców, nie każe im oddać kasku, kevlaru i przeprosić mechanika? A najlepiej jeszcze matkę? Może warto zaimplementować rozmowy wychowawcze pod płotem do innych gałęzi życia? Budowlaniec krzywo muruje ci chatę? Niech odda szpachle! Sprzedawca zbyt wolno wkłada mąkę na półki? Krzyknij mu, że ma jeździć na czterech literach i starać się bardziej! Sąsiad denerwuje cię swoim zachowaniem? Niech „podejdzie no do płota”! Oh wait. Przecież to już było…

Kacper BAGROWSKI