Sława i blichtr w genach. Dlaczego świat ma pretensje do nepo babies?

Nepo babies można niekiedy uznać za klony swoich
rodziców. Źródło: kolaż własny

Są utalentowani, piękni i mimo młodego wieku mogą poszczycić się szeroką gamą sukcesów zawodowych. Choć nepo babies oraz industry babies to terminy zasadniczo nowe, samo zjawisko nepotyzmu w świecie show-biznesu sięga czasów Hollywoodlandu. Za sprawą głośnego artykułu w magazynie „New York” i internetowym memom popularne latorośle z branży rozrywkowej ponownie wzbudziły u niektórych ogrom emocji, a nawet szczyptę zazdrości… Dlaczego świat ma pretensje do nepo babies?

„Oskarżam Cię” śpiewała do płci męskiej Kayah w „Testosteronie”. Podobną wiązankę pretensji do nepo babies stworzył w 2022 roku magazyn „New York”, który popularne dzieci gwiazd z branży muzycznej, filmowej i modelingowej oskarżył o… No właśnie, o co? O istnienie? Na satyrycznej okładce amerykańskiego magazynu znaleźli się m.in. Lily Rose Depp, Maya Hawke, Lilly Collins czy Alexander Skarsgård. Nepo babies, mimo dziecięcej niewinności zakodowanej w nazwie, budzą jednak przede wszystkim skojarzenia pejoratywne. Internetowi hejterzy u boku nowojorskich dziennikarzy dokonali medialnego samosądu, twierdząc, że dzieci Hollywoodu to uprzywilejowana zgraja rozpieszczonych dzieciaków oraz jawne zaprzeczenie istnienia systemu merytokracji w entertainment industry. Show-biznesowi wyjadacze oraz agenci wielkich gwiazd wiedzą to nie od dziś, a jednak oskarżenia w stronę nepo babies są ówcześnie jeszcze silniejsze. Dlaczego?

Sieć rozrywki od zawsze tkana była z grubej nici powiązań, w której nierzadko to nie talent, kompetencje i charyzma stanowiły przepustkę do wielkiego świata sukcesów, a właśnie nepotyczne relacje, o których nie mówiło się zbyt głośno. Gdy znajomości, wielkie sumy pieniędzy i często kopie 1:1 wyglądu swoich rodziców (spójrzcie na rysy twarzy matek Zoë Kravitz, Kai Gerber, Lilly Rose Depp czy Kate Hudson) dziedziczy się w spadku, wspinaczka po drabinie sławy trwa nieco krócej, niż dla zwykłych śmiertelników zaczynających od zera, prawda? A jednak dziesiątki nepo babies udowodniły swoje niezwykłe zdolności aktorskie czy muzyczne, odcinając się od łatek uprzywilejowanych, mniej utalentowanych wersji swoich matek, ojców czy cioć. Z jednej strony można powiedzieć, że np. Dakota Johnson skazana była na karierę aktorską – to w końcu córka legendarnej hollywoodzkiej aktorki Melanie Griffith, pasierbica Antonio Banderasa i jednocześnie wnuczka hitchcockowskiej aktorki Tippi Hedren. Lecz mimo że Johnson pierwsze kroki na planie filmowym stawiała właśnie u boku matki oraz ojczyma, to już wielokrotnie udowodniła, że jest niezwykle utalentowaną i elastyczną artystką. Jej role w „Suspirii”, „Sokole z masłem orzechowym” i „Córce” ostatecznie potwierdzają, że Dakota ma światu do pokazania znacznie więcej niż tylko potężne drzewo genealogiczne.

Na wpływowe klany w branży filmowej czy muzycznej można zatem patrzeć z dystansem i większą dozą wyrozumiałości. Spróbujmy spojrzeć np. na szaleńczo uzdolnioną aktorsko rodzinę Skarsgårdów – Stellana i jego synów Alexandra, Billa i Gustafa, jak na rodzinę prawników albo stomatologów, w której utalentowane dzieci wybitnego ojca, postanowiły po prostu pójść w jego ślady. Zupełnie inaczej prezentuje się jednak przy szwedzkich aktorach rodzina Kardashian-Jenner. Mimo że nie można odmówić Kardashianom żyłki do biznesu i zmyślności w kreacji wizerunku, ich klan nie wydaje się jednak grupą nadzwyczajnie utalentowanych jednostek, które osiągnęłyby sukces samodzielnie. W tym przypadku mowa o rodzinie jako marce, cennym kapitale, który Kris Jenner – kreatorka ich celebryckiego statusu – przeznaczyła na zbudowanie przyszłości dla swoich córek, których kariery osadzone są w branżach rozrywkowych, beauty czy mody.  

Docenieni przez świat rodzice mogą być również dla nepo babies monstrualnym ciężarem oczekiwań, który generuje lęk niedorównania ich sukcesom. Liza Minnelli, odkąd rozpoczęła swoją aktorską karierę, nosiła łatkę „córki Judy Garland” i, jak sama przyznała na łamach Vogue’a Arabia w 2019 roku, aktorstwo było jej niejako przeznaczone: „Kiedy dorastałam, prawie każdy, kogo poznawałam, był z branży. Patrząc wstecz, oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to nie było zwykłe dzieciństwo. Ale dla mnie w tamtym czasie było”. Jednak jak Minnelli podkreśla – to nie Judy była matką jej sukcesu, a ona sama. Garland pokazała jej jedynie świat filmu i przekazała ogromne pokłady ambicji, odwagi i zapału do pracy. Zdarzają się też w Hollywood przypadki nepo babies, które nie przebiły dokonań swoich rodziców. Charlie Sheen (syn Martina Sheena, znanego m.in. z „Badlands”) mimo świetlistych początków kariery szybko trafił na czarną listę show-biznesu. Zamieszany w pornoskandale, oskarżony o napaści seksualne, trzykrotny rozwodnik, po wielu odwykach skończył jako aktor filmów klasy B.

Nepo babies czy industry babies (dzieci rodziców z szeroko rozumianej branży, którzy zapewnili im szansę na rozwój) mają przewagę już na starcie, otoczeni rzeszą agentów, stylistów i menadżerów ds. wizerunku. Zarówno przedstawiciele show-biznesu jak i internetowi hejterzy oraz groupies nie potrafią przejść obok nich obojętnie. – Kochamy ich, nienawidzimy, nie szanujemy, mamy na ich punkcie obsesję – podkreślał Nate Jones w artykule na volture.com. Emocjonalna mieszanka wybuchowa bierze się po części z zazdrości wygrania nepo babies w totolotka w genach, zmęczenia recyklingiem nazwisk i klonów w branży, jak i poczucia niesprawiedliwości dla rzeszy utalentowanych młodych artystów, którzy bez wsparcia finansowego czy wizerunkowego swojej rodziny być może nigdy nie osiągną sukcesu na skalę hollywoodzkich dzieciaków. Warto jednak pamiętać, że czasami o byciu znanym decyduje łut szczęścia, a rodzinny nepotyzm to nie zawsze gwarant „dobrej sławy”.

Daria SIENKIEWICZ