Bajki z dzieciństwa dla dorosłych: Przyjemne opowieści czy prawdziwy horror? 

Baśniowa oprawa to tylko fasada dla prawdziwego koszmaru / Źródło: Piotr Rydz, Kadr z gry „Alice: Madness Returns”

Stworzenie udanego dreszczowca wydaje się zadaniem niemożliwym do zrealizowania. Każdy potencjalny odbiorca dzieła grozy ma indywidualne podejście do tematyki horroru, a wrażliwość na wszelakie zabiegi mające na celu wywołanie strachu u odbiorcy jest równie subiektywna. Oprócz trzymającej w napięciu atmosfery czy paru mniej lub bardziej udanych jumpscare’ów, dobry horror wymaga również zaangażowania emocjonalnego odbiorcy. W tym przypadku historie z młodości wydają się idealną drogą na skróty.  

Nie sposób nie zauważyć panującego od dłuższego czasu trendu przedstawiania dobrze nam znanych opowieści w nieco bardziej „mrocznym” wydaniu. Bohaterowie utożsamiani z niewinnością, za sprawą hollywoodzkiej różdżki stają się postaciami pełnymi tajemnic, ich bajkowy świat nabiera mrocznego kontekstu, a my, zafascynowani powrotem do naszego dzieciństwa, jesteśmy karmieni produkcjami wątpliwej jakości. Jednakże horror i dark fantasy nie kończy się wyłącznie na kinie czy książkach. Ciekawe propozycje możemy również znaleźć za pośrednictwem kontrolera. To w grze jesteśmy najbardziej wrażliwi na grozę, ponieważ nie przyjmujemy jedynie ról obserwatorów, kibiców czy po prostu czytelników. Mamy realny wpływ na fabułę, a niekiedy nawiązujemy na tyle silną więź z postacią, że poniekąd stajemy się jej częścią. Niezwykle fascynująca wydaje się również podróż po świecie grozy jako postać znana z naszego dzieciństwa. Możemy na własnej skórze doświadczyć niebezpieczeństw czyhających na nas każdym rogu i być może na nowo zakochać się w opowieściach, które poznaliśmy dawno, dawno temu.  

W złej króliczej norze

Z „Alicją z Krainy Czarów” poznałem się za sprawą animowanej produkcji Disneya, następnie zachwyciła mnie pełna magii propozycja Tima Burtona, a na końcu spotkałem się z bohaterką na kartkach książki Lewisa Carrolla. Kraina Czarów w każdym wydaniu absolutnie mnie oczarowała, do tego stopnia, że sam niejednokrotnie marzyłem kiedyś o wizycie w świecie niczym ze snów. I udało się! No, nie do końca – wpadłem przez złą króliczą norę do przerażającego świata „American McGee’s Alice”. 

Wydana w 2000 roku piekielna reinterpretacja Alicji zachwyciła mnie od pierwszego wejrzenia i pokazała mi oraz innym graczom na całym świecie, jak powinien wyglądać prawdziwy horror z krwi i kości. Choć growa propozycja „Alicji w Krainie Czarów” czerpie garściami z pierwowzoru, to i tak historia bohaterki znacznie różni się od tej znanej z książki i filmów. Pewnej nocy Alicja budzi się we własnym domu ogarniętym przez pożar – choć dziewczynie udaje się uciec, w wyniku nieszczęśliwego wypadku giną jej rodzice. Bohaterka trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie, niestety, kilkuletnie leczenie nie przynosi żadnych efektów. Pewnej nocy, za sprawą pluszowego królika, Alicja trafia do zniekształconej Krainy Czarów.  

Od tego momentu los Alicji jest w naszych rękach. Sami musimy zmierzyć się z traumami Alicji, zajrzeć w głąb zdewastowanego przez chorobę psychiczną umysłu i osobiście zawalczyć ze wszystkimi potwornościami, przed jakimi postawiona jest bohaterka. Pomysł na reinterpretację dzieła Carrolla wydaje się w tym przypadku niezwykle intrygujący. Nie jest to kolejny slasher polegający na zwabieniu odbiorcy tanim odwołaniem do wspomnień z dzieciństwa. Produkcja traktuje gracza z należytym mu szacunkiem, nie idzie na łatwiznę i szokuje ogromem pracy włożonym w produkcję. Tytuł w 2011 roku doczekał się również kontynuacji w postaci „Alice: Madness Returns”, dzięki któremu horrorowe wydanie Alicji na zawsze zapisało się na kartach popkulturowej historii. 

Horror nie z drewna 

Gry z gatunku grozy różnią się znacznie od swoich książkowych i filmowych odpowiedników. Twórcy bawią się nie tylko muzyką, obrazem czy fabułą, ale również mechaniką rozgrywki. Grę można zamknąć w odpowiednich ramach, dzięki którym odbiorca wchodzi w interakcję ze światem wewnątrz produkcji. Osobiście możemy reagować na sytuację, rozmawiać z napotkanymi postaciami, bardzo często samodzielnie podejmować decyzje i sami ponosić konsekwencje naszych działań.  

Wydane w tym roku „Lies of P” jest luźną interpretacją prozy Carla Collodiego. W grze wcielamy się w mechanicznego chłopca znanego jako Pinokio i wyruszamy w swoją własną podróż, podczas której napotkamy różnego rodzaju potworności. Tytuł od samego początku zachwyca rozmachem, z jakim gra została wykonana. Wszystko, co otacza nas w tej produkcji, począwszy od projektów lokacji, poprzez granie światłem, na aktorstwie i muzyce kończąc, wywołuje wrażenie świata, na który mamy realny wpływ. No właśnie, w końcu wcielając się w postać Pinokia, mamy wpływ zarówno na samego bohatera, jak i również na otaczające go środowisko za pośrednictwem blefu. Mechanika kłamstw w „Lies of P” pozwala nam kreować przyszłość głównego bohatera, co może zaważyć na odbiorze samego dzieła.  

Oddając nam do dyspozycji narzędzie w postaci podejmowania mniejszych lub większych decyzji, twórcy prowokują nas do zagłębienia się w wykreowany przez nich świat. Zachęcają do stania się integralną częścią całości, zmuszają do ponoszenia konsekwencji własnych działań, dzięki czemu to my zaczynamy odgrywać pierwsze skrzypce. Jakościowo opowiedziane historie zostają z nami na dłużej, są zobowiązujące i w pewien sposób wprowadzają nas w trans, w którym mamy okazję zatracić się na długie godziny.  Zabawa z tak trudnym gatunkiem, jakim jest horror, bardzo często kończy się niepowodzeniem. Jednakże jest to też gatunek niezwykle satysfakcjonujący i odpowiednio przemyślany, może być po prostu wspaniałym sposobem na halloweenową rozrywkę.  

Piotr RYDZ